żyję w wyobraźni…

Są momenty kiedy mam wrażenie, że jestem dojrzalszy, starszy niż na prawdę. Kiedyś na pytanie na ile lat się czuję odpowiedziałem, że na jakieś 40… Innym razem czuję się tak dziecinny, że aż mi wstyd.

Parę razy już o tym pisałem, ale dziś chcę tak całościowo, tak trochę inaczej. W sumie zawsze jest inaczej niż poprzednim razem, więc może to nie szkodzi (aż tak bardzo), że się powtarzam czasem…
Jak byłem mały, ułożyłem sobie świat w głowie. Miałem może 5-6 lat kiedy zacząłem. Bawiłem się w takie życie. I to nie tylko w czasie wolnym kiedy biegałem po domu i na dworze (sam, w to się najlepiej bawiło samemu). Zawsze się „bawiłem”, cokolwiek nie robiłem, szedłem do szkoły, jechałem do rodziny, jadłem obiad, szedłem się bawić z kolegami i koleżankami na dwór – mimo tego zawsze sobie wyobrażałem, że równocześnie dzieje się coś innego, jak miałem 6, 10, a nawet 12 czy 13 lat, to „bawiłem się” w to na prawdę (w samotności), potem mi już nie wypadało, więc pozostała wyobraźnia i została do dziś. Nadal sobie wyobrażam. Dziś już jednak rzadziej dziewczynę/żonę (choć nadal mam to jedno precyzyjne wyobrażenie – żona i czwórka dzieci, ostatnio to nawet bardzo intensywne), częściej partnera płci męskiej. A że „moją dziewczyną” zwykle była aktorka lub piosenkarka, to i dziś „mój partner” ma twarz kogoś znanego ;) (właściwie nie, nieznanego, ale zobaczyłem go w telewizji).
Wizja zmieniała się w zależności od tego co przeżyłem – czerpałem inspirację z filmów, książek… Jak miałem 7 lat, „moja dziewczyna” dostała twarz pierwszej aktorki filmowej. „Wymieniłem” jej twarz mając chyba ze 12 ;) 19 miałem kiedy „zerwałem” z dziewczyną by „związać się” z pierwszym facetem. Teraz „jestem z” drugim ;) W międzyczasie zmieniła się trochę „sceneria” tzn. „mój zawód”, „sytuacja rodzinna” itp. ;)
Dziś już „się nie bawię”, tzn. nie biegam po pokoju wyobrażając sobie, że właśnie z kimś walczę w obronie ukochanej osoby ;) ale wciąż wyobrażam sobie, że z nią jestem, z nią żyję… I dziś zabawę zastąpiło właśnie pisanie opowiadań.
Tak, bo moje pisanie nie może zostać nazwane ambitnym… owszem, czasem staram się przemycić coś głębszego, ale brakuje mi stylu żeby coś z tego wyszło. Poza tym chyba wolałbym rysować/malować, ale nie potrafię, więc pozostaje pisanie.
Pisanie daje upust tym emocjom… Napisałem ponad 40 opowiadań, prawie wszystkie z tym facetem ostatnim :P (dwa przedostatnie są z tym pierwszym, za czasów „dziewczyn” jeszcze nie pisałem, kilka innych to takie wyrwane z kontekstu coś, ale większość jest z nim). Bohater uosabiający mnie zawsze jest biseksualistą, czasem zdradza żonę – taki mój ulubiony motyw ;) (i tu wykorzystuję „ostatnią dziewczynę” ;) jako że nadal jest ona dla mnie ideałem urody kobiecej, ale nawet ona nie wytrzymuje konkurencji z moim obecnym ukochanym :D ) chociaż w rzeczywistości bym tego nie zrobił… z resztą w tych opowiadaniach „mój” bohater ma idealne męskie ciało… (wyłączając to opowiadanie gdzie niby ulega wypadkowi, to którego fragmenty są „niezbyt”). Opowiadania są oczywiście mocno erotyczne, nawet pornograficzne. Średnio dwie-trzy seks-scenki w każdym (są w prawdzie ze dwa czy trzy opowiadania składające się z jednej sceny seksu na 3 kartki, za to są i takie, gdzie tych scen jest więcej, więc się wyrównuje :D ).
Dużo tu emotikon. Bo dużo się przy tym śmieję :D świetne są też piosenki disco polo do tego, bo takie adekwatne: „Dla ciebie wszystko, wszystko zrobię Dla ciebie mógłbym skoczyć w ogień” :D

„Za twoje senne oczy, spojrzenia, czar, Za uśmiech twój uroczy i ciała żar, Za usta które mają malin smak, Oddałbym za Ciebie cały świat.”:D

noo i: „Chodź bliżej chce całować Cię niżej, W moich żyłach krew prawie wrze, Jeszcze chwila i rozerwie mnie.” :D :D :D

Dużo się śmieję, śmieję się z tego :D to chyba żeby nie stracić kontaktu z rzeczywistością i za każdym razem przypominać sobie, że to tylko iluzja ;) Nie, tak na prawdę, to śmieję się bo dość już się w życiu napłakałem :)

Kiedyś w „mój świat” po trosze wtajemniczyłem kolegę. Nie pamiętam ile mieliśmy wtedy lat (8-10 gdzieś). Trochę się bawiliśmy (on oczywiście też musiał wymyślić sobie taki świat), ale to nie było to. W to dało się bawić tylko samemu tak na prawdę.
A teraz… dwie-trzy osoby, jedna bardzo bardzo ;) (bo sama pisze, i w dodatku ona lubi się dzielić tym co napisze :P więc ja byłem w jej „wymyślony świat”). Nasze światy przenikały się. To jest zajebiste. W jednym z jej opowiadań, „mój facet” był jej przyjacielem od dzieciństwa i tak się poznaliśmy. Czasem był jej synem, albo ja, albo coś. Tak, to były najpiękniejsze lata mojego życia. Mimo że nie działo się nic więcej niż rozmowy i czytanie/pisanie/oglądanie. Dla mnie to dużo. Setki godzin bzdurnych rozmów, ale nie zamieniłbym ich na nic… (nie na te spotkania w klubach z wątpliwymi znajomymi o których jakiś czas temu wspominałem ;) ). A teraz ona ma kiepski nastrój (a pocieszanie jest takie męczące, bo nie umiem pocieszyć), fantazja przestaje jej wystarczać… Zmierzam do tego, że ja przeciwnie, kiedy się np. kładę spać, nie czuję się sam, nigdy się nie czułem (15 lat wyobrażania sobie kogoś zrobiło swoje). Ponadto stwierdziłem nie tak znowu dawno temu, że rzeczywistość nigdy fantazji nie dorówna… A jeśli nie dorówna, to czemu mam się zadowalać rzeczywistością? ;)
Że tak odpowiem znaczkiem z deviantarta:

i:

!! :D
I tylko czasem wydaje mi się, że… no właśnie… jestem zbyt dziecinny :D
Chociaż ktoś mi powiedział, że każdy poukładany świat jest trochę dziecinny ;) A ktoś inny, że nie ma w tym nic złego.
W tym wszystkim nie, ale ja bardziej nawet od tego, że rzeczywistość nie dorówna, myślę że to ja mam jakieś blokady psychiczne… ludzie mnie krępują, więc nie wiem czy bym się z kimś realnym umiał nawet cieszyć… czy bym umiał „z kimś być”.
Ale to już inny temat ;)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.