#1034

Aaa więc wracając do notki #1032 (to nie błąd w numeracji, poprzednia jest ukryta ;) zaspokajając ciekawość: typowo pamiętnikowa, nie związana z tematem ale chciałem wrzucić ją jeszcze w tym miesiącu)…
Takie to uczucie, o którym wspomniałem w notce… jakby tu je najlepiej postaral się opisać słowami… to jakby ktoś krzyczał mi przez megafon prosto do ucha albo jakbym leciał w przepaść, a najpewniej jedno i drugie na raz. Nieprzyjemne i często tak mam kiedy o TYM myślę.
Po przeczytaniu tekstu zostawiłem komentarz, który sobie i tutaj wkleję:

„Jak tak to piszesz, to brzmi wszystko logicznie i jestem nawet gotowy Ci uwierzyć ;) a potem… dochodzę do wniosku, że naginasz żeby wyszło na Twoje :P Nie że to źle – tak jak kiedyś napisałeś na forum, to przekonania, jeśli Ci z takimi dobrze, to super, a jeśli mi z moimi źle to powinienem nad nimi popracować. No tak, ale… Stosujesz porównania… no takie na potwierdzenie Twojego zdania, a ja Ci zaraz pokażę, że moje są równie dobre ;) a poza tym moim zdaniem lepiej pasują ;) (no bo tak, owszem, możesz powiedzieć, że facet, którego pociąga pochwa u kobiety to fetyszysta, tyle że takich samych fetyszystów jest powiedzmy co najmniej 90% wśród mężczyzn, a to spora różnica pomiędzy fetyszem, którego byłoby np. 0,09%).
Jak już kiedyś napisałem – nie podoba mi się by to co dla mnie jest przykre, było czyimś fetyszem. Czy to dziwna postawa? Nie sądzę, zapytaj ludzi kalekich jak by się czuli gdyby usłyszeli że kogoś kręci ich brak nogi (i może jeszcze, że bez tej nogi są bardziej seksowni niż gdyby ją mieli, a w końcu oni sami w to uwierzą i będą tworzyć grupy pod hasłami „jestem dumny z mego braku nogi” – wiesz chyba co mam na myśli ;) ). Albo karłów że ich partnera kręci ich karłowatość. Och z pewnością są takie związki, są bo ci ludzie (tak jak i transi) są w dużym stopniu skazani na takie związki (ewentualnie wiązanie się z sobą nawzajem). Można sobie mówić: „lubię to że dla mojego partnera jestem seksowny taki jaki jestem”, a ile w tym jest prawdy? Nie mówię, że jej nie ma, bo prawdę… każdy ma własną. Natomiast ja często w tym widzę smutne pogodzenie się z losem.
Jeszcze tego nie lubię – poczucia, że MUSZĘ siebie zaakceptować, bo… nie mam wyjścia. Właśnie ten brak wyjścia jest chyba najgorszy. To już wolę chyba myśleć, że coś jeszcze mogę zmienić.

Może to jest powód dla którego nie opowiedziałem się ostatecznie za (lub przeciw) falloplastyką? Bo lubię mieć pod ręką możliwość, że może być lepiej (chociaż wcale nie wiem czy byłoby lepiej, no ale to jest możliwość).
Ja bym nie chciał być z fetyszystą. Widzisz, to po trosze dlatego, że bycie z fetyszystą nie pozwoliłoby mi zapomnieć o tym, że jestem ts, a bardzo nie lubię o tym myśleć ponieważ to uprzykrzyło mi skutecznie większą część życia.
Tak, to ja jestem ten od „uważanie ich za wadliwych, ale wciąż dostatecznie interesujących, pomimo faktu bycia trans” ;) Oczywiście, że uważam transpłciowość (chociaż nie wypowiadam się za innych, może powinienem raczej napisać „transseksualizm”) za skazę, gdyby tak nie było, to byłbym szczęśliwym człowiekiem od przedszkola. Nawet nie wiem czy potrafiłbym zaakceptować partnera, który nie uważałby tego za skazę – to tak jakby mu się podobało całe moje nieszczęście. Tak więc mnie się marzy ktoś, komu coś we mnie tak by się spodobało, że ta wada nie miałaby znaczenia. Tylko no właśnie… o takiego partnera będzie jeszcze trudniej niż o trans-fetyszystę i nawet Twoje teksty zdają się to potwierdzać…

Plus moje własne uprzedzenia… hmm… tak, jeśli mam być szczery, to jak mam bardzo podły nastrój to też uważam, że dla mnie k/m nie byłby ciekawym partnerem seksualnym – ponieważ nie ma mi nic do zaoferowania. Skoro sam nie mam (zdolnego do penetracji) penisa i skoro już trochę mnie kosztowało nabycie przekonania, że bycie pasywnym jest fajne, to oczekuję, że mój partner będzie miał penisa (bo jak już wspominałem, zabawkami to się mogę sam pobawić i po co mi do tego partner).
Innym razem myślę sobie, że faktycznie seks to nie tylko połączenie naturalnych narządów i jakby mnie facet w ogóle pociągał, to i taką wadę (bo dla mnie to JEST wada) bym zaakceptował i jakoś byśmy sobie poradzili.
Także nie wiem, nie wiem już sam co myślę. Aczkolwiek wydaje mi się, że większość genetycznych skłania się ku temu pierwszemu (i to mimo, że sami mają penisy). Po prostu wydaje mi się, że jest to bliższe męskiej naturze – popęd jest najważniejszy i określony sposób jego zaspokojenia.

No i nie wiem czy to wszystko co chciałem napisać, najwyżej dopiszę jak mi się przypomni ;) „

Ja myślę, że istotna byłaby (dla mnie) cała dyskusja, ale ograniczę się (przy wklejaniu) do tego mojego jednego komentarza.
Fragment wytłuszczony – może do rozwinięcia kiedy indziej (a może nie, w każdym razie zastanawiająca kwestia).
W sumie tak to jest, że często czyjaś notka, artykuł, wypowiedź, cokolwiek sprowokuje mnie do wyrażenia swojego zdania, w którym to i owo wychodzi lepiej niż gdybym chciał od początku do końca napisać o tym notkę. Plus, że jakoś tak mniej skrępowany się czuję w taki sposób (i tak potem skrawki tego co mnie gryzie można odnaleźć tu i tam, ale nigdy wszystko razem jakoś uporządkowane tutaj ;) ). Ale w sumie dobrze może że gdziekolwiek i jakkolwiek, zawsze to jakiś krok naprzód.

***

A tak przy okazji tematu nawiązywania znajomości – teraz już bym nie powiedział, że fobia społeczna mnie krępuje przed odzywaniem się, ale i tak się nie odzywam. W sumie tak naprawdę nie wiem o czym z ludźmi rozmawiać. Nie wiem, bo nigdy się tego nie nauczyłem. Widzę to wyraźnie np. w pracy. Przychodzę na przerwę i siadam, potrafię przesiedzieć całą nie odzywając się ani słowem. A jak mnie ktoś zagada z „Co tam powiesz?” to… no właśnie że nie mam nic do powiedzenia.
To kolejny długi temat (zrobił się, jak zacząłem szukać po necie), więc rozpiszę się innym razem, bo dziś już późno.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.