Czasem piszę notkę, albo coś i nie zamieszczam tego, leży w pliku i czeka, nie wiem na co. Najczęściej się dezaktualizuje, czasem zostaje tylko fragment zanim to w końcu umieszczę. Ale i tak prawie zawsze umieszczam chociaż fragment. Za bardzo mi się podoba.
Poniższą część napisałem bardzo dawno. Z rok temu jak nie lepiej:
Doszedłem do wniosku, ale poważniepoważnie, że najlepiej mimo wszystko być samotnym. Przeanalizowawszy wszelkie plusy i minusy stwierdziłem że przeważają tak zwane plusy ujemne Nawet sobie nie wyobrażam bycia z kimś w związku, jedyna osoba, z którą mieszkanie na dłuższą metę nie denerwuje mnie, to moja mama i tak się zastanawiam czy to nie dlatego, że ma po prostu bardzo ugodowy charakter. Ale większość ludzi jednak taka nie jest
W tej chwili jednak znowu mieszkam sam i trochę mi tak dziwnie.
Z tym związkiem jest taki problem, że kompromisy – ale po co mam iść na kompromisy kiedy wszystko w moim domu może być takie jak ja chcę, odrobina samotności za to to i tak mała cena jak mniemam.
Jedyne do czego potrzeba związku, to seks. Ale to można sobie kupić.
Nawet jeśli chodzi o dzieci, to dochodzę do wniosku że nawet w tej kwestii lepiej być samotnym rodzicem. Nikt ci się nie wcina w wychowanie. Ktoś mi powiedział, że to bardzo egoistyczne pozbawiać dziecka jednego z rodziców. Może i tak, może jestem egoistą, któż z nas nie jest? Poza tym któż przewidzi czego chce dziecko? Może jestem egoistą, ale wiecie dlaczego? ponieważ mogę. Ludzie z resztą decydują się na dzieci zawsze z egoistyczniej potrzeby ich posiadania („decydują się”, nie mówię więc o wpadkach, nie licząc znikomych naprawdę wyjątków, kiedy ktoś decyduje się na adopcję ponieważ chce pomóc, nawet większość adopcji to egoistyczna chęć posiadania dzieciaka).
Powyższy fragment napisałem dawno. W zasadzie nadal tak uważam. I nadal sobie nie wyobrażam. Tylko że nie jest mi z tym dobrze w tej chwili. Wszystko dlatego, że tam (patrz notka poprzednia) wszyscy praktycznie byli sparowani. I na świętach też. Kuzyn wychodzi wcześniej, bo do dziewczyny… A ja nie wiem jak to jest. Nie wiem czy to jest fajnie być w związku czy nie, po prostu nie wiem bo i skąd mam wiedzieć? Wiem tylko, że jestem szczęśliwy z różnych drobnych powodów, ale kiedy one mijają wraca co raz bardziej szara i monotonna codzienność, która ciąży mi co raz bardziej. Wtedy wydaje mi się, że… Ale moje wyobrażenia już tyle razy były niezgodne z prawdą… Że boję się formułować opinii.
Po prostu nie wiem. Nie wiem czego chcę od życia i chociaż jest mi wstyd z tego powodu, to tak jest. Gdybym wiedział, to nie miałbym problemów i mógłbym do tego dążyć. A tak nie wiem. Nie wiem nawet czego chcieć. I to jest gorsze niż nie mieć tego, czego się chce.