Mam właściwie kilka takich krótszych tematów i znów mi się zaczynają zbierać w pliku, więc może dzisiaj o kochaniu nad życie. Zainspirował mnie post na forum pewnej t* m/k, a konkretniej fragment:
A: „ale są na tym świecie ludzie których kocham bardziej niż samą siebie i pozostaje mi trwać w tym stanie który sama sobie przygotowałam.”
Skomentowałem:
„Hmm, a w moim świecie nie ma takich ludzi (i nigdy nie będzie, bo na to nie pozwolę), kocham siebie najbardziej na świecie, (…). Zastanawiam się czy to dobrze czy źle… (już się zastanowiłem – uważam, że to dobrze :P ).”
– to prawda. I długo i ciężko walczyłem o ten stan.
Wielu ludzi myśli, że powiedzenie: „kocham bardziej niż siebie” zasługuje na docenienie i pochwałę oraz podziw, a ja uważam, że to głęboko przykra sytuacja. Chciałbym napisać tu coś mądrego ale nie wiem czy potrafię… Nie wiem… po prostu jak musi być przykre życie złożone w ręce innych? PRESJA jaka na nich spada, na tych niby tak bardzo kochanych – to jest też przerażające. To częste w relacji rodzic-dziecko. I chociaż rodzic może świadomie nie wywierać presji, uważać, że kocha dziecko bezinteresownie, to jednak to tak nie działa. Jeśli ktoś słyszy, że jest kochany przez kogoś bardziej, niż ten ktoś kocha samego siebie, to jak może nie powstać presja? (i jeszcze potem temu dziecku się wydaje, że to normalna sytuacja i też powinno swoje życie złożyć w ręce innych…). I tak się ciągnie takie błędne koło. I bardzo często po latach okazuje się, że jednak nie, że dziecko takie usłyszy pretensje – jak mogło studiować np. malarstwo zamiast prawo. Albo co gorsza w ogóle nie studiować (jak można niszczyć tak życie osobie, która przecież je kochała bardziej niż siebie!) Albo nic nie usłyszy, faktycznie ani słowa skargi. Lecz samo będzie stłamszone i zdecyduje się żyć swoim życiem np. dopiero w wieku 50-60 lat – gdy jego rodzice już umrą.
To samo tyczy się z resztą także dzieci z małżeństw, które trwają tylko „dla dobra dziecka…”
Jakie smutne można zgotować życie osobom kochanym „bardziej niż siebie”, to mnie przeraża. Można nic nie robić, można mieć faktycznie tylko dobre intencje. Co nie zmienia faktu, że to nie jest zdrowe moim zdaniem.
Podobnie ma się sprawa ze związkami – nierzadko widzę wyznania o miłości nad życie, takie teksty w stylu: „gdyby ona mnie zostawiła, to bym się zabił” – faktycznie, fajnie :/
Ludzie, to nie jest postawa godna pochwały, to jest postawa godna zapłakania nad nią (ja wręcz czuję jakiś wstręt do takiej postawy). Coś we mnie krzyczy że bardzo nie tak powinno wyglądać życie ludzkie – że dzieci, żony, mężowie, chłopaki, dziewczyny, rodzice i partnerzy są istotami które nam towarzyszą na różnych etapach życia ale nie są ani przedłużeniem nas, ani naszymi avatarami… Nie po to dostaliśmy (od Boga, Wszechświata czy w cokolwiek wierzysz) samoświadomość, żeby uzależniać swoje szczęście od innych!
Owszem, ja też bardzo chcę mieć dziecko, ale nie wychowam go (a przynajmniej bardzo nie chcę) w taki sposób żeby mieć kogo kochać nad życie, a wychowam (a przynajmniej bardzo chcę) na osobę, która będzie siebie kochała! bo mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach prawdziwą sztuką jest kochać siebie. Pomyślcie tylko: gdyby każdy kochał siebie najbardziej, to każdy byłby kochany przez kogoś najbardziej! I wtedy można wychodzić do ludzi jak równy do równych, pewny siebie, zadbany (w końcu dbamy o naszych ukochanych). Bez deficytu miłości. Nikomu nie być nic dłużnym, od nikogo nie oczekiwać niczego (żadnego poświęcenia).
Jeżeli powołałeś dziecko na świat, to jesteś odpowiedzialny za to aby miało co jeść i atmosferę sprzyjającą życiu w spokoju, żeby mogło się rozwijać. Ale nie za jego szczęście!! Za to jest odpowiedzialne ono samo. A poza tym nie wiesz czym dla niego będzie szczęście (a jeśli uważasz, że wiesz, to znaczy że projektujesz swoje przekonania na nie – co poniekąd ma sens, bo to Twoje dziecko, Ty je wychowałeś/aś więc ono pewnie będzie podobne, ale to nie jest twój klon, zawsze się możesz pomylić). Nie dla wszystkich dzieci szczytem szczęścia będzie pełna rodzina.
Jeżeli jesteś w związku, to mówienie, że kochasz swojego chłopaka/dziewczynę bardziej niż siebie nie brzmi dobrze, nie brzmi, naprawdę.
Edit (29.06, 3:07): I jeszcze taki fajny filmik, wpasowuje się w treść notki:
(btw. Kamila ma piękny głos, bardzo przyjemny dla mnie, bardziej niż wiele kobiecych głosów które są za bardzo „świszczące” ;) ).